Witam wszystkich bardzo serdecznie,
Długo zastanawiałam się jaki wpis umieścić jako pierwszy na swoim blogu. Po parogodzinnym namyśle stwierdziłam, że na początek opowiem Wam swoją historię, a raczej historię tego jak powstała moja firma, czyli jak powstał WithUs .
Sama koncepcja bycia na swoim pojawiła się w mojej głowie już jakiś czas temu. Od dziecka wyobrażałam sobie siebie w roli szefowej prowadzącej własną, dobrze prosperującą firmę – nie ma się co oszukiwać, każdy z Nas, a przynajmniej większość ma takie marzenie.
Mimo, że marzyłam, że snułam sobie różne piękne wizje z tym tematem związane, zawsze wyszukiwałam sobie jakieś „ale” aby tego nie zrobić, aby nie zrobić tego kroku na przód.
Za każdym razem, kiedy pojawiała się w głowie entuzjastyczna myśl „to jest ten moment”, pojawiały się jednocześnie pytania „co jeśli się nie uda ?”, „co jeśli nie będzie się za co utrzymać?”, „co jeśli nie dam rady?” itp. – summa summarum obawa i strach zawsze wygrywały z chęcią podjęcia ważnej decyzji.
I tak tkwiłam w zawodowym zawieszeniu – myślę, że to prawidłowe określenie. Niby wykonywałam pracę, która bardzo mi się podobała, która dostarczała mi wielu pozytywnych bodźców a jednocześnie czułam, że nie mogę rozłożyć skrzydeł, że nie mogę się rozwinąć – bardzo mnie to męczyło. Wszystko to widział i obserwował najbaczniejszy ze znanych mi obserwatorów – mój Mąż :). Pewnego wieczora zaczęliśmy rozmawiać na ten temat i to właśnie wtedy zdecydowałam, że zrobię ten krok. Oczywiście nie podjęłam tej decyzji sama, raczej była ona wynikiem namowy mojego męża – mojego największego życiowego motywatora. Usłyszałam od Niego słowa, które do teraz dzwonią mi w uszach „masz wystarczające kwalifikacje, ogromną wiedzę i możesz działać na własny rachunek – ja wiem, że Ci się uda”. No i klamka zapadła – długo się nie zastanawiałam i złożyłam w pracy wypowiedzenie.
Boże! Nawet nie jesteście sobie w stanie wyobrazić jaką ulgę wtedy poczułam, jaki kamień spadł mi z serca – to uczucie było po prostu mega! Kiedy masz świadomość tego, że wszystko jest w Twoich rękach, kiedy nie musisz być od nikogo uzależniony – to tak jak byś był królem/królową świata – wiesz, że możesz wszystko .
No i wtedy tak naprawdę dopiero wszystko się zaczęło. Najpierw intensywne obmyślanie całej koncepcji – co, jak, gdzie, kiedy. Człowiek pełen entuzjazmu widzi wszystko w kolorowych barwach, nie widzi problemów, które może spotkać na swojej drodze (i całe szczęście), widzi tylko to, co chce zobaczyć – siebie w wymarzonej roli i miejscu.
Ja wiedziałam, że chcę robić to, co robiłam wcześniej, czyli pracować przy kampaniach reklamowych – wiedziałam, że to sprawia mi radość, że to kocham i że dzięki temu robię to bardzo dobrze. Dodatkowo zdecydowałam się na drukowanie 3D – zawsze bardzo mnie to ciekawiło. Ciekawość jednak nie zmieniała faktu, że nie miałam o tym zieeeelonego pojęcia .
Kiedy już określiłam sobie cel, musiałam zdecydować się na formę działania – pomyśleć jak zainwestować, żeby było dobrze i żeby na początek nie pozbyć się wszystkich oszczędności jakie miałam na koncie. Zdecydowałam się więc na skorzystanie z dotacji oferowanej przez Urząd Pracy.
Miałam zaplanowane na co chciałabym przeznaczyć pieniądze, więc przystąpiłam do działania.
Zaczęłam od wypełniania wniosku o przyznanie dofinansowania. Poczyniłam wiele przygotowań aby spełnić każdy jeden wymóg – w tej rozgrywce każdy jeden punkt jest na wagę złota.
Opisałam pomysł swojej działalności, czym miałaby się ona zajmować, gdzie znajdować, na co chcę przeznaczyć przyznane środki itp. Pewna rewelacyjności swojego wniosku złożyłam go w Urzędzie i z niecierpliwością oczekiwałam na telefon w którym usłyszę „Pani Beato, gratuluję, przyznano Pani dotację”. Jak bardzo się na to nastawiłam, tak bardzo się zawiodłam. Niestety mój wniosek nie był tak doskonały jak mi się wydawało – może inaczej, były lepsze . Nie ukrywam, że mega podcięło mi to moje rozłożone wcześniej skrzydła. Przez parę dni zadawałam sobie pytanie „co zrobiłam źle, albo czego mi zabrakło, że nie przyznano mi tej dotacji”.
Stwierdziłam, że spróbuję jeszcze raz, tym razem w ogólnopolskim programie POWER – o ile dobrze kojarzę, to jest on w każdym Urzędzie Pracy. Po 3 dniach od złożenia wniosku doczekałam się upragnionego telefonu ! Ajj…coż to była za euforia .
Teraz siedzę sobie w swoim własnym biurze, słyszę odgłos drukarki 3D pracującej w pomieszczeniu obok, i piszę do Was swoją historię
Na koniec przytoczę cytat z jednej książki , który bardzo zapadł mi w pamięć „pracując na etacie nigdy nie będziesz jeździć Lamborghini”. Może ja nie zamierzam jeździć Lambo (nie mamy odpowiednich dróg 😀 ), jednak nie chcę całe życie odbijać się głową od szyby, której nigdy nie rozbiję pracując na etacie
Podsumowując chcę zachęcić wszystkich do realizacji własnych marzeń. Każdy z nas potrafi je zrealizować – trzeba tylko przełamać paraliżujący nas strach. Uwierzcie mi, warto to zrobić!!! Taka była moja droga w stronę wolności a jaka była Wasza? Dajcie znać w komentarzach.
Trzymajcie się ciepło!